z powodu mgły. Krążyliśmy nad Warszawą i pilot powiedział, że albo w ciągu 10 minut dostaniemy pozwolenie na lądowanie, albo lecimy do Gdańska, bo nam się benzyna kończy. No ale pozwolenie dostaliśmy. I dobrze, bo jakoś nie uśmiechała mi się perspektywa następnych paru godzin (oby tylko - kiedyś mi się tak zdarzyło i zamiast o 8 rano byłam w domu o 22 ) w podróży. A w Warszawie w międzyczasie zrobiła się wiosna.