Ponieważ zbliża się koniec roku wypadło mi podsumować ostatnie 6 miesięcy w jednym wpisie. Lipiec i sierpień niestety nie należały do przyjemnych, a to z powodu dużej imprezy przygotowywanej na wrzesień. I tak przez trzy miesiące odwiedzałam moje stałe miejsca pracy czyli Genuę, Rouen, Dusseldorf, Nijmegen dodatkowo Essen (za Laskowikiem: "piękne miasto, chciałbym tam umrzeć, bo żyć się tam nie da") oraz Turyn dla przyjemności.
Po wykańczających fizycznie trzech miesiącach nastąpiły wreszcie wakacje, ale jakby z rozpędu, jakby nie dokładnie wtedy, kiedy miały być i nie dokładnie tam, gdzie miały być. A po wakacjach została wakacyjna miłość, która miała nie być wakacyjna, ale tak wyszło. I nie wiadomo kiedy zrobił się grudzień.
Kiedy to piszę, to widzę, że jakoś tak się stało, że okoliczności przejęły kontrolę nad moim życiem, a nie odwrotnie. W ramach odzyskania kontroli w najbliższych dniach udaję się do Neapolu. Na bardzo krótko. Jeśli mi się spodoba, a mój portfel i aparat fotograficzny wrócą ze mną do Polski, to wybiorę się wiosną na dłużej. W ramach przygotowania do podróży obejrzałam po raz kolejny Gomorrę, znalazłam w kurtce kieszonkę, z której ciężko coś ukraść i przygotowałam zestaw toaletowy na bagaż podręczny (z Genui do Neapolu lecę AlItalia, w jedną stronę z przesiadką w Rzymie i nie wierzę, że mój bagaż doleci ze mną).