ale, plany mają to do siebie, że się zmieniają. Często z powodu okoliczności niezależnych, jak na przykład strajk pociągów. Tak więc zapakowałam się na plażę, poszłam na stację, pocałowałam klamkę (a raczej kartkę z informacją o strajku na zamkniętej kasie), wróciłam do hotelu, przepakowałam się na wycieczkę (wyjąć ręcznik i buty do pływania, zabrać aparat) i w podskokach udałam się na przystanek, żeby pojechać do Porto Antico i złapać jakiś wycieczkowy statek. W autobusie przeczytałam ulotkę, i okazało się, że wszystkie statki odpływają o 11. Dojechałam 10.58. Jedyny statek, który jeszcze tam był płynął do (not again!) Portofino. Jak się nie ma co się lubi.... ale wpadłam na dobry pomysł. Po zjedzeniu średnio dobrego i drogiego lunchu (troffie con pesto + woda + kawa = 20 Euro) oraz krótkim spacerku po Portofino, przeniosłam się do San Fruttuoso, żeby popływać i poleżeć chwilę na plaży. I tu zemścił się brak ręcznika i butów do pływania - z powodu kamieni na plaży i w wodzie. Co skończyło się zakupem matki do leżenia po okazyjnej cenie 20 Euro (nie ma to jak zakupy w Portofino*) i wychodzeniem z wody na czworaka i z tłumionymi okrzykami bólu.
Ale w sumie bardzo fajny dzień zakończony aperitivo i Banana Daiquiri (x2) w Banano Tsunami :-)
*zobaczyłam też ręcznik w sklepie Pucci (a buty Pucci baaardzo mi się podobają i nigdy mnie nie stać), więc pomyślałam, że może stać mnie na ręcznik. Nie stać mnie. Kosztował 200 Euro :-I