i gdzieś mi się zapodziało to zdjęcie prysznica. Może znajdę. Ale po kolei:
Hotel kosztował 200$. Restauracji w nim nie było. Ponieważ mój kolega, który pracuje w Kijowie się rozchorował (i mnie zaraził, co się okazało w następnym tygodniu) na kolację zjadłam 2 butelki wody (dostałam apartament na ostatnim piętrze i woda była w pakiecie). W apartamencie nie domykało się okno, a wieczorem zaczął padać śnieg. Łazienka... cóż powiem tyle, że weszłam, zobaczyłam prysznic (rurka z sitkiem + wanna dziwnego koloru) i stwierdziłam, że może umyję się jutro w domu. Na śniadanie dostałam kwit z instrukcją, żeby się udać do sąsiedniego pubu (tak pubu, takiego w piwnicy) dwa budynki dalej. Udałam się. Do wyboru były 3 zestawy śniadaniowe, każdy ohydny. Zamówiłam taksówkę na lotnisko. Stwierdziłam, że w Kijowie samochody są tak stare jak na Kubie. Na lotnisku dama zapytana, gdzie tu będzie odprawa do Warszawy się obraziła i nie udzieliła informacji. Miałam paszport tymczasowy (w normalnym oderwała się strona ze zdjęciem), co spowodowało niewielkie zamieszanie biurokratyczne (dlaczego on jest tymczasowy?). Ale mnie wypuścili. I z własnej woli tam nie wrócę. Komuno - ja cię pamiętam i wcale za tobą nie tęsknię.