Z Barceloną to jest tak, że nie lubię tam jeździć. Bo od zawsze jeżdżę na spotkania z szefami i przyległościami (czyli szefami szefów i ich przyd..sami). Więc dni są stresujące, a wieczory zależy... Jak chłopaki z biura mają czas to idziemy na tapas i jest fajnie, jak nie to kiszka - kolacja w hotelu za kosmiczne pieniądze, bo wszędzie straszny tłok, a mój hiszpański jest mniej niż podstawowy, więc... się nie cieszę jak tam jadę.